sobota, 30 maja 2015

Wprowadzamy staly pokarm.

 Zosia skończyła już 17 tygodni i postanowiłam zacząć wprowadzać jej stałe pokarmy. Ponieważ jest ona karmiona piersią to mogłam spokojnie poczekać z tym do 6 miesiąca, ale strasznie interesowało mnie jak ona będzie reagować. 
 Wczoraj obskrobałam na łyżeczkę trochę jabłka i dałam jej do buzi. Na początku nie wiedziała o co chodzi, myślała, ze daje jej do polizania bo już wcześniej tak robiłam. Dostała 3 razy na koniuszku łyżeczki i jej mina na końcu była bezcenna, ja mam taką po cytrynie :) 
 Zapraszam do obejrzenia filmiku na YouTube. Polub i za subskrybuj jeśli Ci się podoba.
https://www.youtube.com/watch?v=MvgJDzVoZAE

sobota, 23 maja 2015

Nasz pierwszy lot samolotem

 Kiedy Zosia skończyła 16 tygodni poleciałyśmy pierwszy raz samolotem do Polski. Byłam przerażona, nie wiedziałam co mnie czeka. Leciałam sama z niunią i chyba najbardziej bałam się sytuacji, kiedy będę musiała wyjść do toalety. 
 Na lotnisku byłam prawie dwie godziny przed wylotem, kolejka była ogromna (jak zawsze do Ryanaira). Zdałam swój bagaż, potem odesłali mnie do kolejki z gondolą (kolejna długa kolejka). Po tym wszystkim trafiłam na taśmę gdzie prześwietlali podręczny bagaż i resztę rzeczy, które zabierałyśmy do samolotu. I tu najbardziej potrzebowałam kogoś do pomocy, ponieważ musiałam wziąć mała na ręce, a siodełko samochodowe na taśmę, razem z całą resztą.
 Po przejściu tego wszystkiego okazało się, że mam tylko pół godziny do odlotu. Biegłam całą drogę do wyjścia i jedynie zdążyłam zmienić Zosi pampersa, a do samolotu trafiłyśmy jako przedostatnie. Następnym razem z pewnością wyjadę na lotnisko dużo wcześniej niż 2h.
 Parę minut przed starte zaczęłam karmić Zosie, jak i przed lądowaniem żeby malutka nie płakała z powodu zatkanych uszu. 
 Cały lot minął bardzo szybko i sympatycznie. Ludzie są bardzo mili dla kobiet z dziećmi i bardzo chętnie pomagają, nawet nie trzeba się pytać o pomoc. Obok mnie siedziała kobieta z synkiem kilkuletnim, także nie krępowałam się karmić malutkiej w czasie lotu bo była bardzo spragniona. Praktycznie pół lotu siedziałam z cycem na wierzchu. Do toalety też wychodziłam raz i dwa razy przebierałam Zosie. Wszystko odbyło się bez problemów, choć w toalecie było mało miejsca.
 Każdy mówił, że takie małe dziecko prześpi całą lot, a jednak moja nie spała wcale, a jak jej się nudziło to stałyśmy na środku samolotu, a ona obserwowała co się dzieje wokół. 
 Nasz pierwszy lot wcale nie należał do strasznych, jedynie mogłam mieć bardziej zorganizowaną torbę, którą trzymałam pod nogami.

czwartek, 21 maja 2015

KOCHAM CIĘ MAMUŚ!!!

  Tydzień po porodzie przyleciała do nas moja mama i to ona uratowała mi życie. Widziała, że nie zachowuje się tak jak zawsze i coś jest nie tak. Nawet nie zwróciłam na nią uwagi, tylko karmiłam i spałam, karmiłam i spalam i w przerwach płakałam. W ciągu tygodnia schudłam 12kg, jadłam tylko odrobinę i to wszystko pod niunie dietetyczne itp. Nikt nawet nie zauważył, ze coś ze mną nie tak. Cały dom ludzi ale każdy był zainteresowany dzieckiem, a ja byłam jak krowa dojna, która gdyby nie wymię, to nie byłaby nikomu już potrzebna, swoje zrobiła i na rzeź. Wtedy tak się nie czułam, bo nie myślałam wcale, ale teraz tak to widzę. 
 Jedynie moja mama postanowiła zaopiekować się mną. Od tego są matki, nie ważne ile masz lat, co robisz i jaki masz problem, matka zawsze Ci pomoże. 
 Mama z samego rana przynosiła mi śniadanie i mówiła: ,,Ty będziesz najedzona to i niunia też" i miała racje. Do tego zabierała mi rankami  Zosie zaraz po karmieniu żebym się wyspała, czasami przynosiła mi ją po dwóch godzinach na karmienie i znowu ją zabierała. Takim sposobem w ciągu tygodnia doszłam do siebie.
 Dopiero później dowiedziałam się od pielęgniarek środowiskowych, że miałam stan przed depresyjny i gdyby nie moja kochana mama to mogło być gorzej.  
  Pomoc mojej mamy była bezcenna, nie dałabym sobie bez niej rady. Dziękuję ...

Nikt nie ostrzegł, że będzie tak ciężko.

 Macierzyństwo to jedno z najbardziej wyczerpujących i pracochłonnych zajęć jakie kiedykolwiek miałam.
 Mój pobyt w szpitalu nie należał do najlepszych, ponieważ przez 3 doby spędzone tam spałam tylko 4 godziny i 0,5 godziny w noc przed porodem, także byłam wykończona. Druga noc była chyba najgorsza, Zosia płakała i wisiała na cycu przez całą noc. 
 Dodatkowy problem miałam z przystawieniem dziecka do piersi, nikt mi nie pomógł i nie wytłumaczył jak mam to zrobić, jedynie bardzo niemiła pielęgniarka przystawiła mi Zosie do lewej piersi nie odzywając się ani słowem do mnie, tak jakby to robiła z łaską. Z prawą piersią już był problem. Mała upodobała sobie jedną pierś, a w drugiej omal nie dostałam zapalenia. 
 Kiedy wróciłyśmy do domu myślałam, że będzie lepiej, ale to marzenie było bardzo odległe. Zosia płakała, a ja razem z nią.  Mój partner dużo mi pomógł w usypianiu dziecka. Ze stresu i nie wyspania nie mogłam przepuścić mleka, więc mała była jeszcze bardziej zestresowana i za każdym razem kiedy próbowałam ja chociaż zniżyć do piersi wybuchała histerycznym płaczem i nie mogłam nic zrobić. Jedynie Tomek był w stanie ją uspokoić. Przez nacisk moich bliskich żeby karmić piersią i nie podawać butelki moja dziecina nie zjadła porządnie przez pierwsze 4 dni i ciągle płakała. Bardzo chciałam podać małej butelkę i nakarmić ją wreszcie ale czułam się jak wyrodna matka, która nie chce dać dziecku tego co najlepsze. a przecież ja chciałam, ale nie mogłam i nie uważam, ze kobiety karmiące butelką dbały o dzieci gorzej, niż te co karmią piersią. Na ten czas nie byłam w stanie myśleć racjonalnie, co było powodem spadku wagi mojej księżniczki.
 Położne ze szpitala przyjeżdżały do nas przez tydzień, ponieważ widziały, że potrzebuje pomocy w karmieniu bo ewidentnie nie radziłam sobie. To one doradziły mi dokarmić Zosie  butelką bo spadła 0,5kg i już kwalifikowała się do zabrania na oddział, ale dały mi jeden dzień i jeśli nic się nie poprawi to tak zrobią. Byłam przerażona, nie chciałam żeby mi ją zabrali. Tomek karmił Zosie butelką przez cały dzień, na zawołanie i drugiego dnia malutka była w lepszej formie i ja też.
 Teraz już wiem dlaczego niunia nie mogła jeść. Moja Zosia urodziła się z ząbkiem :) Tak , dobrze przeczytaliście, w dniu narodzin miała już pierwszego mleczaka i to on był powodem problemu z jedzeniem i ciągłego płaczu, ale kto wtedy pomyślałby żeby sprawdzić jej dziąsła, przecież takie dzieci rodzą się  średnio 1/3000 dzieci.