wtorek, 7 lipca 2015

Ciążą, poród i macierzyństwo z perspektywy czasu. Czyli co bym zmieniła, a co nie.

   Długo myslalam nad tym co zrobiłabym inaczej przy kolejnej ciąży, podczas porodu i jak już maleństwo przyjdzie na świat. Po upływie kilku miesięcy od porodu znalazło się parę rzeczy, które z pewnością zrobiłabym inaczej. Mam nadzieje, że dla was będzie to jakaś wskazówka, bo podobno mądry człowiek uczy się na cudzych błędach.

CIĄŻA

  W tym okresie nie wprowadzilabym zbyt wiele zmian. Są tylko dwie rzeczy, na które napewno zwrócę uwagę.

  Oszczędność na ubraniach ciazowych.
To przecież tylko 9 miesięcy i po wszystkim. Okazuje się, że znacznie więcej niż 9 miesięcy. Waga sprzed ciąży nie wraca odrazu po porodzie, na to trzeba troszeczkę popracować. Ubrania dostałam od znajomych i praktycznie nic sobie nie kupilam, a przez to (jak to typowa kobieta) nie miałam się w co ubrać. Czułam się fatalnie, nie dość, że gruba i opuchnięta to jeszcze w żaden sposób nie mogłam się dowartościować. Następnym razem z pewnością kupie sobie coś ładnego :-)

  Kolejną rzeczą to słodycze.
Na początku zaczęło się niewinnie, batonik po obiedzie itd,  a pod koniec ciąży opychalam się słodyczami, aż mnie mdliło. Sama sobie tlumaczylam, że kilo w tą, czy w tamtą nie zrobi różnicy, przecież wszystko zrzuce i jeszcze oszukiwałam samą siebie, że to niunia potrzebuje. Co się okazało w ciazy przytyłam 26kg, było mi naprawdę ciężko. Teraz jestem 5 miesięcy po porodzie i zostało 5kg nadwagi w boczkach, udach, podladkach no i brzuch. Gdyby nie slodycze... Na dodatek miałam nawet zakazane od mojej Gp żeby nie jeść słodkiego bo za dużo cukru we krwi. Wierzyłam, że miesiąc po porodzie będę chodziła na siłownię, czy coś. Marzenie. Dopiero teraz mogłabym znaleźć chwile wieczorem, ale nie wtedy.

  PORÓD

Miałam plan: poród rodzinny, bez znieczulenia.
W trakcie skurczy poprosiłam o najsilniejsze znieczulenie. Na szczęście było już za późno i urodziłam naturalnie, z czego się bardzo cieszę. Następne dziecko też chcę bez znieczulenia o ile się nie rozmyśle w trakcie, tyle, ze tym razem nie będę taka pewna siebie. Że co? Ze ja nie sam rady? Pfuuu...

  Kolejna rzecz to poród rodzinny. Owszem mój partner przydał się i to bardzo, ale zanim mnie zabrali na porodowke. Trzymał mnie za rękę, pomagał oddychać, przebrać się, chodzić do toalety. Nie wyobrażam sobie jakbym dala rade bez niego. Ale na samej porodowce to jedyne do czego mi się przydał było podawanie wody pomiędzy skurczami. Byłam tak zajęta, że nie wracałam na niego uwagi. Natomiast bardzo żałuję, że nie mam żadnej pamiątki z porodowki i mało pamiętam. A więc następny poród tez będzie rodzinny, z tym ze mój chłop będzie z kamerą w ręku :-) bardzo chciałabym mieć taką pamiątkę teraz(nie koniecznie musi kamerowac to co się dzieje na dole, bardziej chodzi mi o mój krzyk i pierwszy moment pojawienia się Zosi na tym świecie)

MACIERZYŃSTWO
 
  Nie mam wielkiego doświadczenia w tym fachu, ale 5 miesięcy juz pokazało mi moje błędy.

  Pierwszym i najważniejszym jest,, glodzenie dziecka".
Jak wspomniałam we wcześniejszym poście miałam problem z pokarmem przez kilka dni, ale strasznie uparlam się ma karmienie piersią. Ja przystawiam małą do piersi, ona płacze bo mleko nie leci, ja się stresuje i obydwie płaczemy. A to trzeba spokojnie, zrelaksować się i mieć w d.... wszystko na około. Jest tylko ja i dziecko. Następnym razem nie będę bała się podać butelkę, chociaż na jeden dzień żeby odpocząć i wtedy. Mówią, że jak chcesz karmić, to będziesz.

  Kolejna rzecz to usypianie. Napewno juz nie będę tulila, bujala czy usypiala na cycu!!! Dziecko nakarmione, przewiniete, przytylone i bach do łóżeczka. To z pewnością nie jest brak miłości! To poprostu nie wpajanie dziecku głupich nawyków. Owszem na początku jest fajnie bo takie małe, śliczne itd., ale jak będzie miało 5 miesięcy i ważyło ponad 8kg i dalej nosić, bujać, czy siedzieć zgarbionym przez godzinę, albo dwie bo nie zasnie bez cyca to ja dziękuję. Dopiero co jedną oduczylam cycusia na sen. Im maleństwo starsze, tym dłużej trzeba się męczyć żeby zasnęło. O tym jak nauczyłam Zosie zasypiać wspomniałam we wcześniejszym poście, do którego serdecznie zapraszam.

  No i jeszcze noszenie na rękach. To już była moja głupota bo wszystkim pozwalałam. Byli tacy, którzy nie nosili wiedząc, że później zostane sama (bo wszyscy wrócą do swoich domów) a ja dalej będę musiała kontynuować noszenie. Ale  byli też tacy co nawet jak im mówiłam żeby nie nosić to słyszałam, że tylko na chwilę bo taka słodka. Skończyło się na tym, że nawet do toalety chodziłam z dzieckiem. Po 2 miesiącach miałam dosyc i udało mi się oduczyć, a wystarczył jeden dzień, kiedy to była na rączkach i znowu to samo. Musiałam poświęcić kolejne 3 dni żeby oduczyć tej wygody. Normalnie płacz i zgrzytanie zębów był.
Przy następnym dziecku będe mówiła kulturalnie ,, Dziecko to nie lalka, nosić nie trzeba. Można pogłaskać, za rączkę podtrzymać, a jak nie, to wypad".
 
  Jak narazie to wszystko co mogę sobie zarzucić, ale córcia ma dopiero 5 miesięcy, wiec tych błędów pewnie będzie dużo, dużo więcej. Mam tylko nadzieje, ze wszystkie będą do naprawienia.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz